niedziela, 4 sierpnia 2019

Zgasło jedyne światło w mroku

Sarah J. Maas "Korona w Mroku"
Jeżeli ktoś dotarł do mojej opinii na temat Szklanego Tronu na Goodreads czy Lubimy Czytać, to wie, że podchodziłam do niego bardzo sceptycznie. Chociaż książka ta nie zachwyciła mnie, to pod pewnym kątem pozytywnie zaskoczyła, dlatego postanowiłam kontynuować tę serię.
W drugim tomie, zatytułowanym Korona w Mroku, Celaena służy jako Królewska Obrończyni, choć jej faktyczną pracą jest zabijanie na zlecenie ludzi mogących stanowić zagrożenie dla monarchy. Pewnego razu główna bohaterka otrzymuje zadanie, by pozbyć się rzekomego członka ruchu oporu, którego zna z dawnych lat, lecz nie posądzałaby go o taką działalność. W szklanym zamku z kolei zaczynają się dziać coraz dziwniejsze rzeczy.
Za dużą zaletę serii uważam świat przedstawiony - jak na cykl książek dla młodzieży jest naprawdę rozbudowany, podzielony na różne nacje, chociaż historia i kultura każdej z nich mogła zostać bardziej rozwinięta (mam nadzieję, że tak dzieje się w kolejnych tomach); mamy również styczność z różnymi gatunkami, z kolei temat magii w Koronie w Mroku pojawia się całkiem często, zostaje nam co nieco wyjaśnione, nie pozostaje już tak tajemnicza, w kwestii wykreowania jej autorka również nie poszła na łatwiznę.
Fabuła ponownie składa się na wiele wątków, niestety - lepszych i gorszych. Miłosne rozterki bowiem irytują jeszcze bardziej, niż w pierwszej części cyklu (chyba, że ktoś przepada za trójkątami miłosnymi w młodzieżówkach). Zmienne emocje, budzące zażenowanie wyznania, brak zaufania i sekrety, zupełnie to do mnie nie przemawia, co więcej, fragmentami ów wątek staje się głównym, co nie okazało się zbytnio udanym zabiegiem. Oprócz tego przewijają się też relacje przyjacielskie pomiędzy Chaolem i Dorianem oraz Nehemią i Celaeną, dowiadujemy się trochę o przeszłości głównej bohaterki, o już wspomnianej magii, pojawia się wątek ruchu oporu, a co najważniejsze - wyjaśnione zostają tajemnice, zwłaszcza te skrywane przez króla Adarlanu. Jak już wspomniałam, na pierwszym planie pojawia się magia, którą dotąd znaliśmy jedynie jako mityczną, nieprzeniknioną, wymarłą siłę, obecnie wiemy już nieco więcej na jej temat, autorka wdrożyła nas w grę, w której uczestniczą bohaterowie. 
Dobrze, że historia ta jest rozbudowana, nie opiera się jedynie na osiągnięciu wyznaczonego celu, ewentualnie miłości głównej bohaterki, jednak niektóre z kwestii mogły zostać dopracowane. 
Pod względem postaci Maas niestety nie zachwyca - nudni, schematyczni, przerysowani, momentami irytujący. Znajdziemy tutaj piękną, odważną, utalentowaną główną bohaterkę o nieznanym pochodzeniu, która nawet stojąc jedną nogą w grobie pokona każdego przeciwnika, w dodatku jest bezwzględną zabójczynią, z kolei przy mężczyznach rumieni się niczym trzynastolatka. Kolejna postać to książę, z pozoru arogancki, a w rzeczywistości okazuje się być inteligentnym i wartościowym człowiekiem; do tego kapitan Gwardii Królewskiej, obowiązkowy, skupiony na swojej pracy i lekko zdystansowany, lojalny wobec swego władcy, a w bliskich relacjach opiekuńczy i troskliwy. Do tego możemy dodać okrutnego i bezwzględnego króla, rozpieszczonego młodszego księcia, zbuntowaną księżniczkę z okupowanego narodu, czyli schematy, schematy i jeszcze raz schematy. Moją sympatię wzbudzają jedynie Nehemia (księżniczka) oraz Dorian (książę). Z kolei Celaena niezwykle mnie irytuje, stanowiąc połączenie Mary Sue z niezdecydowaną nastolatką. 
Powieści nie można jednak zarzucić monotonii - pierwsze rozdziały mogą troszeczkę nudzić, jednak później wydarzenia nabierają tempa, powieść obfituje w zwroty akcji, autorka potrafi zbudować napięcie, dzięki czemu czytanie nie dłuży się niemiłosiernie.
Do warsztatu Maas nie mam większych zastrzeżeń, choć jej styl pisania nie porwał mnie, to również nie dopatrzyłam się czegoś, co nadmiernie przeszkadzałoby w odbiorze lektury. Ciężko uznać go za wyrafinowany, jednak nie obfituje w nadmierne kolokwializmy czy gafy, opisy oraz dialogi dawkowane są w odpowiednich proporcjach. 
Wiele wątpliwości zasianych wraz z zakończeniem Szklanego Tronu zostało rozwianych, lecz po Koronie w Mroku autorka znów zostawia nas z pytaniami, domniemaniami, dając do zrozumienia, iż cała ta historia dopiero się rozkręca, poznaliśmy reguły gry, zatem możemy obserwować jej przebieg. Mimo wszystko pierwszy tom podobał mi się bardziej. 
Podsumowując, Korona w Mroku nie jest książką kiepską czy przeciętną. To całkiem niezła młodzieżówka z rozbudowanym światem przedstawionym i fabułą oraz wartką akcją, której czytanie sprawi nam przyjemność, lecz nie sposób uznać jej za wyszukaną lekturę dającą do myślenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz